Rozdział 4

Miałam dużo pomysłów na ten rozdział i nie do końca wiedziałam, w którą stronę pójść. Bardzo się także spieszyłam, ponieważ w przyszłym tygodniu wyjeżdżam z domu, a chciałam dodać go jeszcze w czerwcu. Mam jednak nadzieję, że spodoba się Wam. Może być trochę niezrozumiały, ale parę wątków jeszcze rozwinę w dalszych rozdziałach.

Miłego czytania!


- Musimy się jej pozbyć.

Ostry głos rozległ się w ciemnym pomieszczeniu.

- Czy to jest konieczne? – zapytał Günther ze smutkiem w głosie.

Musiał przyznać, że bardzo ją polubił. Myśl o stracie mocno go bolała. Jednak nie potrafił, nie mógł sprzeciwić się swojemu mrocznemu rozmówcy. Źle by skończył, gdyby to zrobił.

- Chybiła. Zawaliła robotę. Już nie mówiąc o tym, że dała się złapać. Jaką mamy gwarancję, że nas nie wyda?

Günther pokiwał ze zrozumieniem głową. Miał rację. Vanellope zawiodła. W ich branży nie ma taryfy ulgowej. Musi ponieść konsekwencje. Żal mu było tej młodej dziewczyny. Tre snømenn już nie będzie takie samo bez niej. Nic nie będzie…

- Więc co mamy z nią zrobić? – ponownie odezwał się, przełykając gorzkie łzy.

- Ja się tym zajmę.

***

Plecy bolały ją od wielogodzinnego siedzenia bez ruchu. Żołądek domagał się pokarmu, lecz nie była w stanie nic przełknąć. Miała podkrążone oczy i śmiertelnie białą twarz. Cały czas trwała przy jego łóżku. Nie odstępowała go ani na chwilę.

- Co powiedział lekarz? – zapytała jej siostra, wchodząc do pomieszczenia.

Widok szwagra był równie zły co wygląd Elsy. Leżał nieprzytomnie na wielkim łożu. Wokół jego klatki piersiowej owinięty był bandaż. Biała cera kontrastowała z czerwonymi włosami. Jego usta były sine i szczelnie zamknięte. Oddech miał płytki. Obok łóżka stały różnorakie flakoniki i mikstury pozostawione przez medyka. Pod nim natomiast nadal leżały ubrania księcia. Brudny płaszcz oraz rozerwana koszula. Wszystko było przemoczone ciemną, lepką krwią.

- Że powinniśmy być wdzięczni, że żyje – odpowiedziała słabym głosem królowa. – Strzała cudem ominęła serce.

Ktoś nad nim czuwał – słowa lekarza zapadły Elsie mocno w pamięć. Nie mogła zapomnieć obrazu matki z tamtego momentu.

- Najbliższe godziny będą najważniejsze. Jeśli przetrwa, to wyjdzie z tego – kontynuowała przybita blondynka.

- Jest silny. Na pewno da radę – rzekła Anna, ściskając ramię siostry. – Powinnaś odpocząć.

Elsa nawet się nie poruszyła. Jej wzrok był utkwiony w mężu. Księżniczka westchnęła.

- Jest jedenasta w nocy, Elsa. Siedzisz tu od paru godzin. Wszyscy już śpią.

- Ty nie – stwierdziła chłodno monarchini.

- Chciałam się upewnić, że dobrze się czujesz – cicho odpowiedziała Anna.

Królowa wstała i podeszła do rudowłosej. Jej fryzura była w nieładzie. Na sukni widniały ślady krwi Hansa. Wielkimi, czerwonymi oczami wpatrywała się w księżniczkę.

- Jak mam czuć się dobrze, gdy ktoś strzelał do mojego męża?! – wykrzyknęła w furii.

Wiedziała, że nie powinna tego robić. Wiedziała, że to nie jest wina Ani. Jednak nie potrafiła dłużej się kontrolować. Ogromne emocje skrywane w środku właśnie wybuchły.

Ciężarna kobieta zamrugała zaskoczona. Jej siostra bardzo rzadko krzyczała.

- Prze – przepraszam – wykrztusiła i szybko wyszła z komnaty.

Elsa ciężko opadła na podłogę. Zwinęła się w ciasną kulkę. Czerwonym policzkiem dotykała twardej podłogi. Mocno zamknęła oczy. Słyszała jak lód skrada się po ścianach i suficie. Była zrozpaczona. Jej moc znów wymykała się spod kontroli. Emocje przejmowały nad nią władzę. Masz pełne prawo korzystać z mocy dla obrony siebie i bliskich – tak powiedział jej Alexander. Dlaczego więc ich nie użyła? Dlaczego stała bezczynnie, gdy ciało jej męża przeszywała śmiercionośna strzała? Poczucie winy ciążyło na niej niczym ogromna skała. Z wysiłkiem podniosła się i uklękła obok łóżka.

- Przepraszam – powiedziała, całując nieruchomą dłoń Hansa. – To moja wina.

Wiedziała. Czuła, że stanie się coś złego. Właśnie to próbowała jej przekazać matka w śnie. Dlaczego pozwoliła na przeprowadzenie uroczystości? Gdyby tylko zostali w zamku…

- Nie możesz mnie zostawić, słyszysz? – mówiła królowa przez łzy. – Obiecałeś. Aż do śmierci. To jeszcze nie jest czas, Hans. Potrzebuję cię.

***

Następnego dnia w całym królestwie panował grobowy nastrój. Rodzina królewska i pałacowy personel zamartwiali się o zdrowie i życie księcia. Członkowie Królewskiej Gwardii próbowali rozwikłać zagadkę zamachu. Mieszkańcy miasta ze strachu pozamykali się w swoich domach. Sklepy nie zostały otwarte, a straganów nikt nie porozstawiał. Dzieci nie bawiły się na ulicach. Ich pełne wyobraźni niewinne umysły zalane były widokiem krwi władcy. Przeraźliwy krzyk królowej nadal dźwięczał między murami. Nawet psy nie szczekały ani koty nie miauczały. Arendelle zamarło. W królestwie nie było takiego śmiertelnego spokoju od czasu bitwy w Zaklętej Puszczy, ale o tym już mało kto pamiętał.

Także zwykle roześmiana księżniczka Anna miała ponury nastrój. Cały czas rozpaczała nad wczorajszą rozmową z Elsą. Nie mogła nic poradzić na to, że bardziej martwiła się o nią niż o Hansa. Ona była jej jedyną siostrą, a on tylko jej szwagrem. I byłym narzeczonym…

- Hej – szepnął Kristoff, idący obok niej. – Wszystko będzie dobrze.

Sam nie wiedział czy mówi o ogóle sytuacji, czy o tym, co miało za chwilę nadejść.

- Wiem – odpowiedziała ze sztucznym uśmiechem. – Musi być.

Strażnik otworzył przed nimi ciężkie drzwi. Ich oczom ukazał się długi, ciemny korytarz. Chodziło po nim kilku innych mężczyzn na służbie. Zamkowe lochy. Po plecach Anny przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Już rozumiała, dlaczego ojciec nie pozwalał jej się tu bawić. Delikatnie pogłaskała swój brzuch. Nie bój się, kochanie – powiedziała w myślach do swojego nienarodzonego dziecka. Mama i tata nie pozwolą skrzywdzić ciebie ani twojego brata. Chwyciła rękę Kristoffa i pewnym krokiem podeszła do ostatniej celi. Obok niej czekał już na nich herr* Martin von Baush.

- Witam, Wasze Wysokości – powiedział, kłaniając się nisko.

Był to człowiek średniego wzrostu z bardzo szeroką i umięśnioną klatką piersiową. Miał gęste włosy w kolorze dębowego drewna oraz pokaźny zarost. Jego oczy barwą przypominały lasy Arendelle. Ubrany w królewski mundur z szablą przy boku sprawiał wrażenie osoby, której nie sposób się sprzeciwić.

- Królowa do nas nie dołączy? – zapytał surowym, ochrypłym od wydawania rozkazów głosem.

- Jej Wysokość nie jest w najlepszej formie. Nadal martwi się stanem zdrowia księcia Hansa. Lepiej oszczędzić jej więcej zmartwień – wyjaśniła Anna.

Elsa powoli stawała się duchem samej siebie. Nie wychodziła z ich komnaty. Od wczorajszego dnia nic nie zjadła, choć Gerda nieustannie przynosiła jej ulubione potrawy. Momentami traciła kontrolę nad swoimi mocami. Zdecydowanie lepiej było, aby nie pokazywała się w takim stanie podwładnym.

- Rozumiem, że książę nadal się nie obudził? – rzekł von Baush.

- Niestety nie – odpowiedział Kristoff.

- Niedobrze – mamrotał gwardzista.

- Co z więźniem? – spytała księżniczka, zmieniając temat.

Stali przed celą, w której osadzona była kobieta złapana zaraz po zamachu. To ona strzelała do Hansa. Dzięki szybkiej reakcji strażników zamknięto ją niemal natychmiast.

- Czekaliśmy z przesłuchaniem do przybycia Jaśnie Państwa.

- Dobrze. Możemy zaczynać. Chcę wiedzieć, dlaczego skrzywdziła moją rodzinę.

Martin dał znak, aby jego ludzie otworzyli drzwi celi. W środku siedziała na pryczy młoda kobieta. Była zgrabna, ale miała mocno zarysowane mięśnie. Na jej rękach widniały siniaki pozostawione przez strażników, którzy próbowali nie dopuścić do jej ucieczki. Jej włosy były brudne i nieuczesane. Cień osłaniał jej twarz.

- Kim jesteś? – powiedziała donośnym głosem Anna, stając przed więźniarką.

Skazana poruszyła rękami, wywołując brzęk kajdan.

- Dobrze wiecie, kim jestem.

- Wstań, gdy zwracasz się do księżniczki! – zagrzmiał Martin, podnosząc kobietę.

Ciemnowłosa jęknęła z bólu, ale ustała na chwiejnych nogach. Wzrok miała skierowany w dół, przez co nadal nie było widać jej twarzy. Zaśmiała się gorzko.

- Zabawne. Ja też jestem księżniczką. Co za zbieg okoliczności.

Anna i Kristoff wymienili zmieszane spojrzenia.

- Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał Bjorgman.

- Z zemsty – zaświergotała wysokim głosem. – On zasługuje na śmierć, po tym co mi zrobił.

Von Baush położył dłoń na rękojeści szabli. Musiał reagować, gdyby więźniarka próbowała coś zrobić.

- Wy wszyscy zasługujecie! – wykrzyknęła przez zaciśnięte zęby.

Gwałtownie podniosła głowę ukazując magnetyczne, fiołkowe oczy. Oczy, które Anna poznałaby na końcu świata.

- Valerie – szepnęła rudowłosa.

Nagle zrobiło jej się słabo. Nogi się pod nią ugięły. Kristoff szybko chwycił ją w ramiona, zabezpieczając przed upadkiem. Usta panny von Szwądękaunt wykrzywiły się w przeraźliwym uśmiechu.

- Trafiłaś. Mówiłam, że się znamy.

Książę spojrzał na nią poważnymi oczami.

- Dosyć tej gry, Valerie. Przegrałaś. To koniec – wycedził.

- O nie, kochany. To jest dopiero początek.

- O czym ty mówisz, wariatko? – wtrącił zirytowany Martin.

- Nemo plus magicae – wyszeptała do ucha Anny.

Po tych słowach upadła na ziemię. Jej głowa mocno uderzyła o kamienną posadzkę, przez co zaczęła z niej wypływać krew.

- Zabierzcie stąd księżniczkę! – rozkazał von Baush.

Dwoje mężczyzn odprowadziło zszokowaną Annę. Kristoff w tym czasie uklęknął obok Valerie. Przyłożył palce do jej smukłej szyi.

- I co? – zapytał gwardzista.

Blondyn pokręcił głową.

- Nie żyje - stwierdził.

Z westchnieniem usiadł na pryczy. Rozmasował skronie, próbując logiczne myśleć.

- Trucizna?

- Bez dwóch zdań.

Spojrzał na leżącą. Jej piękne oczy pozostały szeroko otwarte.

- Sama wzięła?

- Nie ma takiej opcji – rzekł Martin. – Moi ludzie dokładnie ją przeszukali. Nie miała przy sobie nic oprócz broni.

- Ktoś jej podał.

- Najpewniej tak.

Brązowooki dokładnie przyglądał się zmarłej. Jaką tajemnicę skrywała?

- Mości Książę, myślę, że ta sprawa jest o wiele większa niż nam się początkowo zdawało.

- Tak. Też tak myślę.

***

- Dlaczego mi nie powiedziałaś?! – zapytała z krzykiem Elsa, wchodząc do komnaty Anny i Kristoffa.

Księżniczka siedziała spokojnie na podłodze, czytając książkę. Pod oknem zaś beztrosko bawił się Tristan.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz – odpowiedziała rudowłosa, nie odrywając wzroku od lektury.

- Kaj twierdzi, że byłaś z Kristoffem w lochach. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że ją złapali? – powtórzyła królowa śmiertelnie poważnym głosem.

Z sufitu zaczęły wyrastać ostre jak brzytwa, lodowe kolce. Każdy z nich lśnił złotym światłem. Właśnie ten kolor przybierała moc Elsy za każdym razem, gdy kobieta wpadała w złość.

- Ciociu, dlaczego ten lód jest żółty? – spytał niewinnie Tristan.

Dobrze znał moce ciotki. Uwielbiał, gdy tworzyła specjalnie dla niego magiczne bałwanki. Lubił też rzucać się śnieżkami w jadalni albo obserwować jak mama i ciocia jeżdżą na łyżwach na dziedzińcu. Nigdy jednak nie widział, aby jej magia była… taka. Wydawała mu się strasznie groźna. Te ostre kolce wcale nie wyglądały zabawnie.

- Nie teraz, Tristan – rzekła zirytowała blondynka.

Malec zaintrygowany przyjrzał się kobiecie. Jego ciocia nigdy się nie denerwuje. Mama się często złości, gdy zje za dużo czekolady i boli go brzuszek. Tata też, gdy bawi się w lesie z wilkami. A już najczęściej są złe jego nianie, gdy ucieka im w samych pantalonach. Ale ciocia nigdy.

- Byłaś z Hansem. Nie chciałam cię jeszcze bardziej denerwować – powiedziała Anna, wstając z podłogi.

Tristan schował się za jej spódnicą i obserwował rozmowę sióstr.

- Nie sądzisz, że mam prawo poznać osobę, która próbowała zabić mojego męża?

- To była Valerie.

Elsa szeroko otworzyła oczy. Szok na jej twarzy powoli zmieniał się w czystą furię.

- Valerie? Valerie von Szwądękaunt?

Anna milcząco pokiwała głową.

- Kim jest Valerie? – ponownie zapytał zaciekawiony chłopczyk.

Obie kobiety nie zwróciły na niego uwagi. Królowa wbiła wzrok w podłogę i zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.

- Ta panna ma szczęście, że ojciec zlikwidował karę śmierci, bo przysięgam, że osobiście bym ją ścięła – warknęła.

Anna z niedowierzaniem patrzyła na siostrę. Elsa brzydziła się przemocą. Używała jej tylko w wyjątkowych przypadkach.

- Wiesz, komuś to nie przeszkadzało i i tak próbował skrócić cię o głowę. Jak widać karma wraca – wymamrotała Ania.

Królowa stanęła . Jej postawa zrobiła się napięta jak struna.

- Że co, proszę? – zapytała, stojąc tyłem do księżniczki. – Jak śmiesz? To twój król!

- To nie jest mój król.

- Będzie nim.

- Po moim trupie.

Tristan znudzony czekaniem podszedł w końcu do ciotki.

- Ciociu, kim jest Valerie? – spytał głośno, ciągnąc ją za suknię.

- Tristan, bądź cicho! – wrzasnęła Elsa.

Maluch gwałtownie się zatrzymał się. W jego dużych oczkach pojawiły się równie duże łzy. Rozpaczliwie pociągał nosem, starając się nie rozpłakać. Przecież nie zrobił nic złego. Dlaczego ciocia na niego krzyczy?

Ania podeszła do synka i wzięła go w ramiona. Głaskała jego włosy starając się go uspokoić.

- Nie krzycz na niego. To nie jego wina.

- Nie. To twoja.

Anna szybko wyszła na korytarz. Zawołała Gerdę i poprosiła ją, by zajęła się Tristanem. Gdy chłopiec zniknął z pola widzenia, wróciła do siostry. Wierzchem dłoni otarła łzy. Ostatnimi czasy zamek Arendelle opływał łzami.

- Nie sądzisz, że jesteś trochę niesprawiedliwa, Elsa? Nie ważne jak bardzo kochasz Hansa, nie wymażesz jego przeszłości. Nie możesz udawać, że tamte wydarzenia nie miały miejsca!

Królowa intensywnie wpatrywała się w okno. Przyroda powoli budziła się do życia. Wiosenne rośliny rozkwitały i zabarwiały krajobraz. Dokładnie tak samo jak ona rozkwitła pięć lat temu. To dzięki Annie mogła przestać się ukrywać. To dzięki jej dobremu sercu rozpoczęła nowe, lepsze życie.

- Gdy staniemy ramię w ramię naprawimy to co złe – czy nie to powiedziałaś mi na Lodowym Wierchu? – zapytała cicho. - Dlaczego mi wybaczyłaś, a jemu nie potrafisz?

- Przecież ja…

- Nie, Anno. Oszukujesz sama siebie. Nie otworzyłaś dla niego serca. Jeszcze nie…

Księżniczka zawstydzona spuściła głowę.

***

Królowa Elsa z dnia na dzień wyglądała coraz gorzej. Minęły trzy doby od zamachu, a książę nadal się nie obudził. Cierpliwość jego żony była na wyczerpaniu. Zwykła rozmowa z monarchinią mogła się skończyć przybiciem do ściany lodowymi kolcami. Była wrakiem człowieka. Cały zamek bał się do niej podejść. Anna się do niej nie odzywała. Jej życie ograniczało się do pilnowania Hansa i czekania na ruch z jego strony. Z powodu ciągłej samotności czuła się niezwykle nieswojo mówiąc po raz pierwszy z dowódcą von Baushem o niedzielnym zdarzeniu.

- Więc jesteście pewni, że to była Valerie von Szwądękaunt? – zapytała władczyni, stojąc nad łóżkiem męża i nie spuszczając z niego oka.

Martin stał pod oknem. Ciepłe promienie ogrzewały jego jasną skórę.

- Całkowicie, Wasza Wysokość. Księżniczka Anna osobiście potwierdziła jej tożsamość.

Blondynka była wyczerpana fizycznie i psychicznie. Jej organizm powoli odmawiał posłuszeństwa. Ledwo utrzymywała się na nogach. Mimo tego, zdobyła się na autorytarny głos.

- Chcę się z nią zobaczyć.

- Obawiam się, że to nie będzie możliwe.

Elsa pytająco podniosła brew.

- Ona nie żyje.

Moc kobiety zaiskrzyła na jej dłoniach.

- Jak to nie żyje? Podobno ją przesłuchiwaliście.

Martin wzdrygnął się na ostry głos władczyni. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Zawsze sprawiała wrażenie spokojnej i opanowanej.

- Zmarła wczoraj w lochu – wyjaśnił.

- I nikt mnie o tym nie poinformował?!

Herr von Baush nie mógł przyznać się, że bał się rozmowy z królową. Tak jak wszyscy w zamku.

- Przepraszam, Wasza Królewska Mość. To niedopatrzenie z mojej strony.

Czekał na wybuch złość, lecz Elsa opadła bezsilnie na krzesło.

- Jak to możliwe? – zapytała słabym głosem. – Zabiła się?

- Nie. Ktoś jej pomógł zejść z tego świata. Najprawdopodobniej podano jej truciznę.

Niebieskooka chwyciła się za głowę, próbując zebrać myśli.

- Od niedzieli była zamknięta, tak?

- Zgadza się.

- Czyli ktoś podał jej truciznę już w zamku – wywnioskowała kobieta.

Podniosła głowę i spojrzała nieprzeniknionym wzrokiem na gwardzistę.

- Wasza Wysokość, zapewniam cię, że ani ja, ani moi ludzie nie mają z tym nic wspólnego – powiedział lekko oburzony von Baush.

Elsa westchnęła głęboko.

- Wierzę panu, ale musimy mieć się na baczności. W zamku jest ktoś, kto działa za naszymi plecami. Być może chciał zamknąć usta Valerie, zanim wyjawi nam jakąś tajemnicę.

Ich rozmowę przerwało ciche pukanie do drzwi.

- Proszę! – zawołała królowa.

Przez wąski otwór wychyliła się maleńka głowa Tristana. Chłopczyk był ubrany w strój nocny, co nie było dziwne, zważając na fakt, iż słońce już dawno zaszło. W jednej rączce trzymał pluszowego pingwinka – swoją ulubioną przytulankę.

- Co ty tu robisz? – zapytała kobieta, podchodząc do malca i biorąc go na ręce.

Tristan mocnej przytulił pingwina i nic nie powiedział.

- Czy mama wie, że wyszedłeś z łóżka?

Książę przecząco pokiwał głową. Elsa westchnęła głęboko.

- Myślę, że na dzisiaj wystarczy – powiedziała do Martina. – Może pan odejść.

- Dobrej nocy, Wasza Wysokość – rzekł, wychodząc

- Wujek jeszcze śpi? – zapytał syn Anny, gdy gwardzista opuścił komnatę.

Blondynka posadziła go na kolanach i powoli gładziła jego złociste włosy.

- Tak.

- To moja wina?

- Nie, bałwanku. Oczywiście, że nie.

Tristan zmarszczył brwi.

- Olaf jest bałwankiem. Ja jestem chłopcem – wyjaśnił ciotce.

Elsa zaśmiała się cicho. Uśmiech po raz pierwszy od trzech dni zagościł na jej ustach. Pocałowała miękki policzek siostrzeńca.

- Ciociu, nadal jesteś na mnie zła?

Blondynka spojrzała na błękitne oczy chłopca. Były takie niewinne. Z nadzieją wpatrywały się w nią.

- Nie, kochanie. Nie jestem zła. Anna miała rację. To nie jest twoja wina. Nie powinnam na ciebie krzyczeć. Przepraszam. Po prostu… - urwała, nie widząc jak wytłumaczyć mu zaistniałą sytuację.

- Jesteś zła, bo wujek śpi? – podpowiedział Tristan.

- Tak…

- Już nie musisz, bo właśnie się budzi! – zawołał radośnie malec.

Elsa zszokowana odwróciła się do męża. Jego powieki się delikatnie podnosiły. Ręka drżała jakby chciał ją podnieść. Z ust wybrzmiał niezrozumiały mamrot. Tristan zeskoczył z kolan ciotki i wspiął się na łóżko.

- Medyk… Zawołajcie medyka! – krzyknęła królowa .

Po chwili w końcu ujrzała te wyczekiwane szmaragdowe oczy.

- Elsa… - słabo rzekł rudowłosy.

Kobieta otarła łzy. Łzy czystego szczęścia. Pochyliła się i czule pocałowała go w czoło.





*Herr – po norwesku pan.


Jej! Udało mi się znaleźć tego fanart'a. Należy do ARSugarPie.

Komentarze

  1. Hejka! Wymyśliłam tytuł artykułu ,,Marisol dzielnie pnie się w górę i poraz kolejny udowadnia, że Disney stracił dobrą scenarzystkę" xdddd
    Co do rozdziału bardzo mi się podobała kłótnia sióstr i tak jakby słyszałam w głowie jak krzyczą- to taki mój najulubieńszy fragment. Cieszę się, że nie zabiłaś Hansa i wgl czuć taki kryminał od tego opowiadania. Nie zdziwię się, jeśli pojawi się Sherlock Holmes ��
    Pozdrawiam i życzę wspaniałych wakacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha. Kocham! No niestety Disney mnie stracił na dobre, gdy nie dali Hansa w drugiej części. Tego się nie da wybaczyć. Ich strata. ;-)
      Postanowiłam napisać kłótnię sióstr, bo sama dobrze wiem, że rodzeństwo sprzecza się baaardzo często, więc dodało to trochę realizmu.
      Hansa nie mogłam zabić (choć pewnie zyskałabym tym wielkie zdziwienie u czytelników), bo to jedna z głównych postaci, ale mam nadzieję, że udało mi się potrzymać trochę w niepewności.
      Dziękuję i także życzę miłych wakacji!

      Usuń
  2. Rozdział bardzo mi się podobał, choć przyznam że dziwnie czytało mi się o wściekłej i krzyczącej Elsie, choć w tych okolicznościach rzeczywiście miało to sens.
    Największy problem mam z tym, że akcja zdawała się lecieć trochę za szybko, a przynajmniej mówię tu o wątku Valerie, jednak poza tym naprawdę mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie taka wybuchowa Elsa jest rzadkością, ale chciałam pokazać, jak bardzo to wydarzenie na nią wpłynęło. Też bym pewnie krzyczała, gdyby ktoś chciał mi zabić męża. ;-)
      A tak serio, to królowa (choć robi to rzadko) też daje się ponieść emocjom. Zrobiła to na przykład na koronacji. Mimo wszystko głośno i wyraźnie skarciła Annę przy tłumie ludzi.
      Akcja mogła być zbyt szybka. Zgadzam się z tym, bo chciałam szybko zamknąć wątek samej Valerie i skupić się na reszcie gromady z Tre snømenn. Jednak dziękuję ze tę uwagę i w przyszłości postaram się to kontrolować. :-)

      Usuń
  3. Wrzuciłam one-shota o ślubie Anny i Kristoffa.

    https://wiktoriaelsa.blogspot.com/2020/06/one-shot-kraina-lodu-niezwyky-slub.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super! Uwielbiam ślubne one-shoty i w ogóle ślubną tematykę. :-)

      Usuń
  4. Z opóźnieniem, ale komentuję!

    Zanim zapomnę, na sam początek zapytam - czy pingwinek Tristana to Kaczka-Słuchaczka Elsy? Albo przynajmniej coś wzorowanego na niej? :D

    A teraz bardziej co do treści rozdziału. Bardzo interesuje mnie ta sprawa z trucizną i Valerie. Wydaje mi się, że została otruta przez swoich "kolegów", ale podejrzewam, że tak jak stwierdzili Kristoff i Martin, sprawa jest o wiele poważniejsza >.>

    Zaskoczyła mnie też reakcja Elsy na zachowanie Anny, była dość gwałtowna. Nie mówię, że to źle - bardziej po prostu byłam zaskoczona faktem, że Elsa dopiero teraz to zauważyła/zdecydowała się o tym powiedzieć na głos. Ale strasznie podoba mi się niechęć Anny do Hansa, wydaje mi się w charakterze, a do tego to bardzo ciekawy wątek! ♥

    I jestem bardzo ciekawa, jak wszystko potoczy się dalej, skoro wiemy już, że Hans właśnie się obudził ;)

    [arnadalr]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Odgadłaś mnie. :-) Pingwin Tristana jest faktycznie wzorowany na kaczuszce Elsy.
      Co do Valerie, to nic nie zdradzę, ale cieszę się, że udało mi się wzbudzić twoją ciekawość. Zresztą, kto by nie chciał jej zabić? Nikt jej nie lubił (nawet ja ;-)).
      Po ponownym przeczytaniu pierwszej części opowiadania, stwierdziłam, że Anna jednak za szybko wybaczyła Hansowi. To na pewno nie mogło być do końca szczere. Dlatego wprowadziłam ten wątek do drugiej części.

      Usuń
    2. Jej, to cieszę się, że zgadłam :D ♥

      Hahahah, to prawda, czasem zdarzają się tacy bohaterowie, których nie da się znieść (przyłączam się tu do grona przeciwników Valerie) - ale za to historia jest dzięki nim interesująca ;)

      I bardzo podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz teraz Annę, bardzo mi to do niej pasuje i czekam na dalszy rozwój sytuacji :D

      I widzę, że dodałaś fanart ♥ Wiedziałam, że to o niego ci chodzi, jak o nim napisałaś! :D Cieszę się, że udało ci się go znaleźć :)

      Usuń
    3. Taaak. To musiał być ten konkretny fanart, bo o nim myślałam pisząc ten rozdział. Co ciekawe, gdy go nie potrzebowałam, to co chwilę na niego trafiałam. A gdy go już szukałam, to nigdzie nie go nie było.

      Usuń
  5. Wow jestem pod wrażeniem tego jak to piszesz, może mogłybyśmy na priv popisać co może być dalej 😉
    Ale serio super opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :-) Takie miłe słowa zawsze dodają mi otuchy i siły do pisania. Do korespondencji serdecznie zapraszam. Oto mój mail: stellamania1@gmail.com
      (Choć nie obiecuję, że coś konkretnego zdradzę ;-))

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 6 - Świąteczny

Rozdział 1

Rozdział 2