One-shot #8
Witajcie, kochani! Zgodnie z zapowiedzią z poprzedniego posta, napisałam swego rodzaju kontynuację one-shota #4 LINK. Jest to w zasadzie ta sama historia, ale opowiedziana z perspektywy Hansa. Wydarzenia dzieją się między wydarzeniami z tamtego shota, więc zachęcam do przeczytania lub odświeżenia go sobie.
Miłego czytania!
21 maja 1855
Niedługo minie rocznica moich zaślubin z Anną. Początkowo sądziłem, że do tego czasu doprowadzę swój plan do końca. Natrafiłem jednak na pewną przeszkodę, której nie przewidziałem. Królowa okazała się wyjątkowo fascynującą postacią wbrew mojemu pierwotnemu osądowi. Doszedłem do wniosku, że moje życie bez niej byłoby dosyć nieznośne. Czy zatem planuję porzucić mój plan? Nie wiem. Póki co, mogę wstrzymać się z działaniem i pozwolić sobie na odrobinę przyjemności, poznając bliżej władczynię Arendelle.
❤
- Hans, skarbie idziemy?
- Oczywiście, najdroższa.
Odkładam dziennik do szuflady i zamykam ją na klucz. W tym momencie Anna wchodzi do gabinetu, przylegającego do naszej sypialni. W jednej ręce trzyma parę niezbyt urodziwych pantofli, a drugą poprawia niesforne włosy. Jej policzki zdobi rumieniec. Widać, że jest bardzo podekscytowana nadchodzącym balem. Odpędzam nieproszone myśli i podaję jej dłoń. Anna z radością przywiera do mojego boku. Podróż na salę balową ubarwia zwykłe szczebiotanie mojej żony. W typowy dla siebie sposób, skupia swoją uwagę na rozrywkowej części wydarzenia, które obecnie odbywa się w królestwie, całkowicie ignorując wartość polityczną i gospodarczą. Arendelle jest gospodarzem tegorocznego szczytu władców północy. Dzisiejszy bal jest zaledwie jego rozpoczęciem. Elsa dopracowała wszystko osobiście. Jest nienagannie przygotowana do rozmów i negocjacji. Wiem o tym, ponieważ spędziliśmy długie godziny rozmawiając o strategii Arendelle. Z wielkim zaskoczeniem, ale i znaczną satysfakcją odkryłem, że królowa ceni sobie moje zdanie w tych kwestiach.
- O czym myślisz? – pyta w końcu Anna, spoglądając na mnie z lekkim niepokojem, gdy zauważa mój brak zainteresowania. Nie sądzę jednak, by naprawdę chciała poznać odpowiedź.
- Pięknie wyglądasz – mówię cicho, starannie maskując fakt, że w rzeczywistości myślałem o tym, jak będzie wyglądać jej siostra.
Anna śmieje się radoście i przewraca oczami.
- Dzisiaj Elsa będzie gwiazdą, a nie ja. Ja już znalazłam swojego księcia z bajki.
Zwalniam nieco kroku i patrzę na nią z niemym pytaniem, próbując zrozumieć, co ma na myśli.
- Nie udawaj takiego zszokowanego. Wiesz, co ludzie gadają o Elsie i Jacques’u…
- Zapewniam cię, że nie wiem, co masz na myśli.
- Cały dwór o tym huczy. Rada jest zachwycona. Zamek już się szykuje. Podobno książę Jacques zamierza oświadczyć się Elsie – szepcze kobieta.
Nim zdążę się powstrzymać, z moich ust wydobywa się lekkie prychnięcie. Anna chyba nie docenia mojej reakcji. Prawdopodobnie liczyła, że podzielę jej entuzjazm. Związki małżeńskie zawierane między północnymi rodzinami królewskimi nie są niczym nadzwyczajnym, a ten zjazd jest wspaniałą okazją, by takowy sojusz zawrzeć. Elsa o tym wie, ja również.
- Elsa się nie zgodzi – twierdzę stanowczo.
Skąd ta pewność? A może to raczej płonna nadzieja.
***
Elsa nie tańczy. Nie robiła tego na swojej koronacji. Nie tańczyła na naszym weselu. Zaczynałem wierzyć, że nie potrafi. Bardzo się myliłem. Tańczy z taką gracją, że cała sala na chwilę zamiera, by podziwiać jej walca. Anna również wygina się w moich ramionach, by spojrzeć na siostrę i posłać jej wspierający uśmiech. Wzrok królowej skierowany jest na mnie, gdy jej partner mocniej chwyta jej dłoń i przyciąga ją bliżej siebie. Postanawiam zignorować iskierkę zazdrości i skupić się na tańcu z moją żoną. Dwór patrzy. Jednak coś w oczach Elsy – ledwie zauważalne zadowolenie – podpowiada mi, że nie wszystkich potrafię oszukać.
Tańczę z żoną dwa walce, po czym uwalniam się z jej towarzystwa, propozycją spróbowania czekoladowych wyrobów. Sam udaję się na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Zazdrość nie gościła w moim sercu od czasu wyjazdu z Nasturii. Jak mogło być inaczej, skoro wszystko szło zgodnie z planem? A jednak znów pali mnie od środka, grożąc utratą zdrowego rozsądku.
- Hans?
I tak opuścił mnie zdrowy rozsądek.
- Elsa.
Upijam spory łyk chłodnego szampana. Skupiam się na jego smaku na moim podniebieniu, nim będę musiał skonfrontować się ze stoją za mną kobietą. Z nią i z uczuciami, które względem niej żywię. A co więcej, z uczuciami, które wywołał widok jej w ramionach innego mężczyzny. Nie mogąc dużej zwlekać, odwracam się w jej stronę. Dopiero teraz, gdy jesteśmy sami, pozwalam sobie dokładniej się jej przyjrzeć. Wygląda jak zwykle nienagannie. Ciemna suknia, którą założyła była zdecydowanie dobrym wyborem. Jej skóra dzięki temu wręcz lśni. Mój wzrok zbyt długo zatrzymuje się w okolicach jej obojczyków i szyi, podziwiając je.
- Co tu robisz? – pyta niskim głosem.
- Myślę, że dokładnie to, co ty – odpowiadam z krzywym uśmiechem, znów wracając do mojego szampana.
- To znaczy?
- Uciekam.
Królowa przygląda mi się przez chwilę. Widzę jak jej bystre oczy analizują każde moje słowo, każdy mój gest. Byłem dla niej zagadką od momentu, w którym poprosiłem o rękę jej siostry. Zresztą ona nie pozostawała mi dłużna. Lubiłem naszą małą grę.
- Nie zestawiałabym naszych sytuacji razem – mówi. – Na ciebie czeka w środku kochająca żona. A na mnie…
- Adoratorzy?
- Małżeństwo, którego nie pragnę.
❤
28 maja 1855
Szczyt okazał się wielkim sukcesem Arendelle i jego królowej. Sojusze zostały zawarte, umowy podpisane. Elsa spisała się świetnie, choć momentami wyglądała jakby myślami była daleko stąd. Mój wzrok zdecydowanie zbyt często jej szukał, narażając nas oboje na niepotrzebne plotki. Kiedy stałem się tak nieostrożny? Nie mogę zaprzeczyć, że królowa mnie intryguje. W ciągu ostatniego tygodnia można było ją zobaczyć w towarzystwie potencjalnych zalotników albo w moim. A im częściej przy jej boku zjawiał się kawaler, tym częściej pojawiałem się i ja.
❤
Miasto tętni życiem. Wiatr niesie echa rozmów mieszkańców i przybyłych gości. Wiosenne kwiaty rozkwitają, barwiąc panoramę Arendelle. Razem z Anną bierzemy udział w otwarciu nowej biblioteki. Moja żona z zapałem opowiada o korzyściach, jakie przyniesie ona mieszkańcom królestwa. Stoję obok niej na podeście, z którego doskonale widzę całą okolicę. Obserwuję zebranych, oceniając ich reakcje. Głos Anny zmienia się jednak w szum, a oglądający ludzie w tło, gdy nagle dostrzegam spacerującą królową. Przy jej boku znajduje się rozsławiony ostatnio przez dwórki i nie tylko, książę Jacques. W mej głowie rozbrzmiewa głos, który próbowałem uciszyć od kilku dni.
To nie twoja sprawa. Masz żonę. Masz cel. Masz wszystko, czego chciałeś.
Umysł podpowiada jedno, a ciało robi swoje. W dłoni trzymam rękę Anny, a oczy śledzą każdy ruch Elsy. Widzę sposób, w jaki rozmawiała z mężczyzną - napięcie w barkach, wymuszony uśmiech, wyćwiczone gesty. Wiem, że towarzystwo księcia jest dla niej udręką – i nie potrafię zaprzeczyć, że czuję z tego powodu coś w rodzaju ulgi.
Anna kończy przemowę, a moje kroki mimowolnie zmierzają w stronę królowej. Ku mojej wielkiej radości odkrywam, że jest już sama.
- Wasza Wysokość – mówię, kłaniając się lekko z szacunkiem. – Widzę, że książę znalazł w Arendelle coś, co wyjątkowo przyciąga jego uwagę.
Elsa unosi brew.
- A co przyciąga twoją uwagę? – pyta.
Mój uśmiech pozostaje niewzruszony, ale głos obniża się o oktawę.
- Dyplomacja, oczywiście. Myślę, że oboje w ostatnich dniach pracujemy na chwałę Arendelle, czyż nie? Czuję się zobowiązany jako książę małżonek.
- Anna ma szczęście, że znalazła kogoś tak oddanego jej ojczyźnie – odpowiada naturalnie królowa.
Staram się ukryć grymas. Nie lubię, gdy Elsa wspomina o mojej żonie. Zwłaszcza, gdy jesteśmy sami.
- Myślę, że Anna docenia, gdy współpracujemy dla dobra waszej ojczyzny.
- Oczywiście.
Uwaga Elsy mnie opuszcza, gdy wzywa ją jeden z zagranicznych dygnitarzy. Długo za nią patrzę, nim znika za rogiem w towarzystwie kilku mężczyzn. Czuję chłód – znajomy, niepokojący, niemal uzależniający. Wiem, że nie powinienem się zbytnio spoufalać. I tak już nadmiernie skomplikowałem sobie życie. Jednak każde spojrzenie, każde słowo, każda chwila spędzona z Elsą sprawia, że coraz mniej mnie to obchodzi.
***
Nie jestem i nigdy nie byłem związany z moją rodziną na wyspach. Uwolnienie się od nich i przeprowadzka do Arendelle były spełnieniem moich marzeń. Z dużą dozą pewności mogę również stwierdzić, że rodzina królewska Nasturii także nie usychała z tęsknoty za mną. Z tego powodu otrzymanie listu od matki nie wzbudza we mnie dużych emocji. Znużony sięgam po nożyk do papieru i otwieram list. Nim jednak zdążę oddać się lekturze, od strasznego losu wybawia mnie Anna.
- Nie zgadniesz, co się stało! – wykrzykuje od samych drzwi.
Siada obok mnie na kanapie i łapie za ramię. Jej dłonie zawsze są bardzo ciepłe, tak inne od dłoni Elsy.
- Sądząc po twoim tonie, zakładam, że coś dobrego – odpowiadam, z ulgą odkładając list.
- Jacques oświadczył się Elsie!
Po tych słowach zapada cisza. Nieprzyjemna, przedłużająca się, ogłuszająca cisza. Z jednej strony cieszę się, że usłyszałem nowiny od mojej żony, bo tylko jej obecność powstrzymuje mnie od bardziej nagłej reakcji.
- Doprawdy? – odpowiadam.
Na szczęście naiwność Anny i jej wielka wiara w ludzi sprawia, że nie umie czytać poza wierszami. Nigdy nie była dobra w analizowaniu zachowania innych. W innym wypadku od razu zauważyłaby mój niski głos, napięte mięśnie i furię w spojrzeniu. Zdecydowanie nie tak powinien reagować żonaty mężczyzna na wieść o ślubie szwagierki.
- Oczywiście Elsa, jak to ona, stwierdziła, że musi to przemyśleć. Wiesz, jaka ona jest - dobro Arendelle, odpowiedni król, rada… bla, bla, bla. A ja jej mówię, wielka miłość…
- Czekaj, czekaj – zrywam się nagle. – Ona nie przyjęła zaręczyn?
Anna mruga, zatrzymując swój monolog.
- Jeszcze nie – odpowiada. – Ale to tylko kwestia czasu. Ma takie samo prawo do miłości jak każdy. Zasługuje na to.
Nadzieja kiełkuje powoli w moim sercu. Prawdopodobnie powinno mnie to martwić.
Powinno.
- Tak, zasługuje.
Zastanawia mnie jedynie, co Anna miałaby do powiedzenia na temat prawa do miłości, gdyby dowiedziała się, że uczucia jej siostry zmierzają w moim kierunku.
- Może mógłbyś z nią porozmawiać – kontynuuje moja niczego nieświadoma żona. – Ona cię słucha. Przekonaj ją.
Wyperswaduje jej ten ślub z głowy.
❤
2 lipca 1855
Ku mojej wielkiej radości, lato powitaliśmy w Arendelle bez weselnych dzwonów. Okazało się to być dla mnie ważniejsze niż fakt, iż mija rok odkąd mój statek dopłynął do królestwa, a ja nadal nie zasiadłem na tronie. Cóż, mogę nadal się oszukiwać lub zaakceptować zwycięstwo królowej. Zwycięstwo, o którym nie ma pojęcia. Nie wiem, kiedy Elsa stała się dla mnie bardziej wartościowa niż jej korona. Wiem natomiast, że nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić. Nawet sobie. Czy będę tego żałować? Możliwe. Coś jednak podpowiada mi, że niebezpieczna gra, w którą się uwikłaliśmy może być bardziej emocjonująca niż samotna droga na tron.
❤
Lubię przychodzić w nocy do pałacowej biblioteki. Zapewnia spokój i samotność, której brakuje mi całe życie. Na wyspach byłem przytłoczony obecnością dwunastu braci i ich rodzin, ciągłą kontrolą matki i ciężkimi spojrzeniami ojca. W Arendelle moje życie jest lepsze, ale funkcjonuję jedynie w ramach iluzji, jaką sam sobie stworzyłem. Iluzoryczny związek, iluzoryczny charakter, iluzoryczne słowa.
Bardzo prawdziwa Elsa.
Wiatr uderza w szyby, niosąc ze sobą deszcz i zapach morza. W bibliotece pali się tylko kilka świec, a ich światło drży na grzbietach starych ksiąg. Ciche skrzypnięcie sprawia, że odrywam wzrok od lektury.
- Przepraszam – mówi zmieszana Elsa. Odwraca się jakby chciała wyjść, ale widzę w jej spojrzeniu, że pragnie zostać ze mną.
- Nie mogłaś spać? – pytam, zachęcając ją by jednak została.
Zaciska dłonie na klamce i wzdycha głęboko.
- Miałam… dużo myśli w głowie.
- Boisz się?
- Boję się, że popełnię błąd.
Wstaję i podchodzę bliżej niej. Elsa odwraca się w moją stronę i patrzy na mnie dużymi oczami. Lodowaty błękit przeszywa mnie na wskroś.
- Nie za każdy błąd ponosimy winę – szepczę, unosząc dłoń do jej włosów. – Czasem to tylko konsekwencja uczuć, których się nie wybrało.
Kobieta przymyka oczy, delektując się moim dotykiem. Jej reakcja rozpala we mnie ogień.
- To niebezpieczne słowa. Usprawiedliwienie podążania za własnymi pragnieniami – odpowiada.
- A za czym mamy podążać, jeśli nie za własnym sercem?
W jej oczach pojawia się coś groźnego. Jakby powoli zapominała, co istnieje poza jej pragnieniami. Jakbym ja był największym pragnieniem.
- Anna nie… - zaczynam, ale Elsa mi przerywa.
- Nie kończ tego zdania.
Odsuwam się delikatnie, z niechęcią.
- Dlaczego? – pytam cicho. – Boisz się, że powiem prawdę?
- Bo jeśli ją powiesz, nie będę w stanie jej zapomnieć.
- Chcę tego – wyznaję z naciskiem. - Chcę byś o mnie myślała, byś nie mogła zapomnieć.
Światło świecy gaśnie, jakby próbowało ukryć nasze twarze. Być może ta ciemność dodaje Elsie odwagi. Sprawia, że pozwala sobie na więcej, wiedząc, że nikt tego nie zobaczy.
Nasze dłonie spotykają się na moment. Jej jest chłodna i drży. Moja emanuje stabilnym ciepłem. W jednej chwili wiemy, że pewna granica została przekroczona i nigdy nie będziemy w stanie tego cofnąć. Nigdy nie zawrócimy.
***
Świece prawie się dopalają. Wosk spływa po kandelabrach, tworząc krzywe, zastygłe kształty. W komnacie panuje półmrok, przerywany jedynie delikatnym drżeniem światła na ścianie, gdzie wisi obraz królowej. Siedzę w fotelu naprzeciwko, z kieliszkiem w dłoni. Zimny akevitt*. Najlepszy w zamku.
Portret przedstawia Elsę taką, jaką pamiętam ją z pierwszych tygodni jej panowania – chłodną, nieprzystępną, niemal nierealną. Jej niebieskie oczy patrzą prosto na mnie. Zawsze patrzy prosto na mnie, jakby próbowała mnie zrozumieć, odgadnąć. Odstawiam kieliszek i podchodzę bliżej. Cień mojej sylwetki przykrywa połowę obrazu. Przez chwilę wpatruję się w malowane spojrzenie, próbując zrozumieć, jak mam ją postrzegać. Czy jest dla mnie kobietą, królową, zagrożeniem czy szansą?
Nie potrafię odwrócić wzroku. Przy niej cała moja kontrola znika. Nie jestem ślepy. Wiem, że ona też straciła kontrolę w pewnym momencie. Widziałem to.
Zaciskam dłonie za plecami.
- Gdybym wtedy… – zaczynam cicho, przemawiając do płótna – Gdybym zabił twoje uczucie, nim zdążyło zakiełkować, dziś byłbym silniejszy.
Ogrom władzy, jaką Elsa nade mną posiada, dociera do mnie stopniowo. Dzień po dniu uświadamiam sobie realność moich uczuć.
Szukam w farbie i płótnie odpowiedzi, których nigdy nie dostałem od samej Elsy – od samego siebie również. W głowie powracają wspomnienia – jej dłonie, chłodne jak śnieg, a jednak delikatne; jej głos, cichy, pewny, nieznoszący kłamstwa.
Miłość nie daje władzy.
Odwracam się i spoglądam na stojący przy przeciwległej ścianie tron. Cel, do którego dążyłem całe życie. Niedostępny szczyt, którego pozbawiono mnie w mojej własnej ojczyźnie. Najwyższa wartość w oczach mego ojca. Jestem tak blisko, a zarazem tak daleko.
Nagłe kroki przywracają mnie do rzeczywistości. Wyjmuję zegarek z kieszeni.
Północ.
Bezszelestnie wychylam się przez drzwi, szukając źródła hałasu. Mym oczom ukazuje się sama królowa, zmierzająca w stronę ogrodów. Jej podejrzane zachowanie, wzbudza we mnie emocje, których wolałabym nie doświadczać. Mam głęboką nadzieję, że nie będę świadkiem jej spotkania z kolejnym adoratorem. Tym bardziej w tak niejednoznacznej sytuacji, jaką jest spotkanie w ogrodzie w środku nocy.
Bez chwili wahania, podążam jej krokiem. Tron pozostaje zapomniany i nieistotny.
❤
27 lipca 1855
Królowa zdradziła mi swą największą tajemnicę. Okazało się, że jest jeszcze bardziej wyjątkowa niż zakładałem. Moja Śnieżynka. Jej magia to wyjątkowy dar, na który zasłużyła jak nikt inny. Taka moc otwiera niezliczone możliwość. Razem sprawimy, że Arendelle będzie niepokonane. Oczywiście, jeżeli moja królowa zechce powrócić w moje ramiona. Aktualnie Elsę dręczą wyrzuty sumienia związane z jej siostrą i naszym małżeństwem. Muszę zaaranżować nam dwie osobne sypialnie. Wracając jednak to tematu, Elsa nie powinna się zadręczać. Miłość rodzinna to mit. Biologiczne i społeczne przywiązanie, niemające logicznego uzasadnienia. Iluzja. Rodzina Elsy jest tak samo przesiąknięta kłamstwem jak moja. Teraz już wiem, na co skazali ją jej rodzice – na życie w ciszy, samotności, w ciągłym lęku przed sobą samą. Rozumiem ją lepiej niż kiedykolwiek. Znam te uczucia. Jej los to przeciwieństwo losu Anny. Tam, gdzie Anna miała ciepło i beztroskę. Elsa miała lód i obowiązek. I mimo to przetrwała. I mimo tego, nadal myśli najpierw o Annie. Wydaje mi się, że nikt nie ma większego prawa do miłości niż królowa. Nie tej udawanej, nie tej dworskiej – ale prawdziwej, surowej, niebezpiecznej. Ja mogę jej to dać. Nie zasługuję na Elsę. Tego jestem pewien. Ale… Jeśli ona mnie pragnie, kimże jestem by jej odmawiać? Wystarczy tylko jej o tym przypomnieć. Moja Śnieżynka nie jest tak czysta jak się wydaje.
❤
- Czy królowa do nas dołączy?
Mój głos roznosi się echem po niemalże pustej jadalni. Gerda spogląda na mnie podejrzliwie, ale nic nie mówi. Anna natomiast nie zauważa w tym pytaniu nic nadzwyczajnego. Odpowiada mi, nie odrywając się od swojej zupy.
- Poprosiłam Olinę, żeby ją przekonała, ale odmówiła. Powiedziała, że zje w swoim gabinecie.
Tęsknota bez zaproszenia pojawia się w moim sercu. Brak Elsy w moim życiu bezsprzecznie mi ciąży.
- Myślisz, że to moja wina? – pyta Anna z troską w głosie. - Może powiedziałam coś nie tak? Albo zrobiłam?
Zerkam na nią. W jej spojrzeniu kryje się prawdziwy smutek. Przez moment jest mi nawet jej żal.
- Nie, Anno. To nie przez ciebie.
— A więc przez co? — naciska, pochylając się lekko. — Przez radę? Przez ten rikecki dwór, który naciska w sprawie zaręczyn? Czy może przez… — urywa — przez ciebie?
Moja ręka zamiera w połowie. Czuję coś w rodzaju winy, żalu. Wspomnienia mnie zalewają.
— Przez wszystkich — mówię w końcu, spokojnie, ale z ciężarem w głosie. — Każdy czegoś od niej wymaga, a ona nie jest w stanie temu sprostać. To musi być trudne — nosić na barkach ten obraz doskonałej siostry, doskonałej królowej, kobiety bez słabości.
Anna wbija wzrok w podłogę.
— Ja nie chcę niczego. Chcę tylko, żeby była szczęśliwa.
Milczę przez kilka chwil. Nie wiem, czy powinienem iść tą drogą.
— A jeśli jej szczęście… nie jest tam, gdzie myślisz?
Moja żona patrzy na mnie zaskoczona.
— Co masz na myśli?
— Nic – odpowiadam i szybko wstaję.
Nie mówiąc nic więcej wychodzę z jadalni. Bez konkretnego celu włóczę się po zamkowych korytarzach, tonąc we własnych rozmyślaniach. Wiem, że nie mogę spotkać się z Elsą. Nie chciałaby mnie widzieć.
Niepostrzeżenie docieram do biblioteki, w której spędziliśmy wiele czasu na wspólnych rozmowach. Wodzę wzrokiem po tytułach, szukając czegoś, co pozwoli mi oderwać się od rzeczywistości. Ku mojemu zaskoczeniu, odkrywam kilka powieści Charlotte Brontë. Zgaduję, że za ich obecność w pałacowej bibliotece odpowiada Anna. Elsa, bowiem zwierzyła mi się, że jej babka jeszcze we wczesnym dzieciństwie zabroniła jej czytać powieści. Podobno była zdania, że przyszła królowa powinna czytać tylko po to, by się dokształcać.
Wyjmuję tom Villette i wychodzę z pomieszczenia. Przez chwilę trzymam książkę w dłoniach, zastanawiając się, czy to właściwy wybór. Ale może właśnie dlatego. Bo to, czego jej zabraniano, zawsze mówi o niej więcej niż to, na co jej pozwolono.
Wychodzę z biblioteki. W korytarzach panuje cisza — ten rodzaj ciszy, który zdaje się oddychać razem z
zamkiem. Kroki odbijają się echem o kamienną posadzkę, prowadząc mnie do ogrodów. W powietrzu unosi się zapach ziemi po deszczu. Zatrzymuję się przy krzewie róż; większość kwiatów już zwiędła, ale jeden wciąż
trwa — krwisty, świeży, uparcie żywy. Zrywam go ostrożnie, czując lekki ukłucie kolca.
Może słusznie. Nic, co piękne, nie powinno być bezbronne. Wkładam różę między strony książki. Niech spocznie tam, gdzie nigdy nie padnie słowo, którego oboje się boimy.
Wkrótce stoję już przed jej drzwiami. Komnata Elsy jest pogrążona w półmroku — tylko księżyc oświetla jej biurko i
krawędź łóżka. Kładę Villette na jedwabnej narzucie. Nie zostawiam żadnej notatki. Nie trzeba. Na moment zatrzymuję się, patrząc na okno, przez które widać rozgwieżdżone
niebo.
Myślę o niej — o tym, jak często stała tak samo, wpatrzona w dal, jakby chciała
tam znaleźć spokój, którego nigdy nie miała tu. Zamykam drzwi. Nie słyszę dźwięku zamka — tylko bicie własnego serca, które wciąż nie wie, czy
to, co zrobiłem, było aktem odwagi, czy tchórzostwa.
***
Zamek królewski w Coronie, dnia 30 lipca Roku Pańskiego 1855
Do
Jej Królewskiej Mości,
Najjaśniejszej Królowej Arendelle
Oraz
Ich Książęcych Mości
Księżniczki i Księcia Małżonka Arendelle
Z głębokim uczuciem przyjaźni i najwyższego poważania mamy zaszczyt zawiadomić Ich Królewskie Mości o radosnym wydarzeniu, jakim jest przyjście na świat naszej pierworodnej córki, Jej Książęcej Wysokości Andrei Beatriz.
Uroczystość świętego chrztu Jej Wysokości odbędzie się dnia dwudziestego-piątego sierpnia bieżącego roku w kaplicy królewskiej zamku Corony, w obecności członków obu domów królewskich oraz nielicznego grona najbliższych przyjaciół dworu.
Byłoby dla nas największym zaszczytem, gdyby Ich Królewskie Mości zechcieli przyjąć niniejsze zaproszenie i zaszczycić uroczystość swoją obecnością lub, w razie nieobecności, wyznaczyć osobę, która reprezentować będzie Dwór Arendelle w tym dniu szczególnej radości.
Niech Bóg Najwyższy ma w swojej opiece nasze domy, aby przyjaźń, która łączy oba królestwa, trwała niezmiennie w pokoju i wzajemnym zaufaniu.
Z wyrazami najgłębszego szacunku i przywiązania,
Roszpunka, Księżniczka Koronna Corony
Julian, Książę Corony
- Elsa nie pojedzie – mówi Anna, nawiązując do listu z Corony. – Ona boi się pływać statkiem.
- Powinnaś z nią porozmawiać. Jest królową. Jej obecność poprawiłaby wizerunek Arendelle na południowych ziemiach – odpowiadam.
Szczotkuję grzywę Sitrona, ciesząc się letnim słońcem. Anna zaproponowała wspólną przejażdżkę. Miłość do koni to jedno z niewielu zainteresowań, które szczerze dzielimy. Większość arystokratów ogranicza się jedynie do jeździectwa, lecz my z Anną sami oporządzamy swoje zwierzęta. Nie pozwalam nikomu obcemu zbliżać się do mojego ogiera.
- Roszpunka i Julek to nasi przyjaciele. Nie będą jej mieli tego za złe.
- Tym bardziej, ze względu na przyjaźń między królestwami, Elsa powinna tam być.
W tym, co mówię jest ziarno prawdy, co nie zmienia faktu, że staram się również uniknąć prawie miesięcznej rozłąki z królową.
- Sam powiedziałeś, że od Elsy za dużo się wymaga. Chociaż to możemy zdjąć z jej barków.
Anna wkłada siodło na swoją klacz, a ja przyglądam się jej w zamyśleniu. Czasami potrafi być na tyle bystra, że mnie zaskakuje.
- Masz rację – uśmiecham się zalotnie i całuję ją w dłoń. Dwór patrzy. – Powiemy twojej siostrze, że sami we dwoje będziemy reprezentować Arendelle. Przyda jej się trochę odpoczynku.
Jeśli w tym czasie za mną zatęskni, będzie to dodatkowym atutem.
❤
11 sierpnia 1855
Moja Śnieżynka zachorowała. Wykorzystałem okazję i zaproponowałem opiekę nad nią, podczas gdy moja żona wypłynęła na chrzciny księżniczki Andrei Beatriz do Corony. Towarzyszył jej Lord Lysberg. Ja natomiast zostałem w królestwie, czuwając nad zdrowiem królowej. Zostałem z nią sam na sam. Idealnie.
❤
Elsa uwielbia ryby. To zdecydowanie odróżnia ją od Anny, która nie cierpi tego dania. W ciągu minionego roku zdążyłem zauważyć wiele różnic między siostrami. Szczerze powiedziawszy, nie mogłyby być bardziej odmienne. Poza podobieństwem w rysach twarzy i wspólnym zamiłowaniu do czekolady, nie mają cech wspólnych. Anna jest otwartą księgą. Wiedziałem o niej wszystko jeszcze przez ślubem. Odkrywanie Elsy natomiast było niczym stopniowe rozwiązywanie niezwykle interesującej zagadki. Zagadki zmieniającej życie.
Elsa uwielbia ryby. Z tego właśnie powodu, już z samego rana udaję się do kuchni poprosić Olinę, by przygotowała dla królowej zupę rybną. Kucharka z uśmiechem wychwala moją troskę i zabiera się do pracy. Dwór nadal jest przekonany o mojej nieskazitelności. Dobrze.
- Wasza Wysokość? – mówię cicho, wchodząc do komnaty królowej. Gorąca zupa paruje w moich dłoniach. W głębi duszy liczę, że sprawi jej to przyjemność. Mimo powszechnego uwielbienia względem rodziny królewskiej i rzekomej miłości między siostrami, nie uszło mej uwadze, że o Elsę mało kto dba. Zawsze sprawia wrażenie opanowanej, więc nikt nie zastanawia się, czego tak naprawdę potrzebuje. Poza mną.
W środku panuje półmrok, tylko ogień w kominku rzuca ciepłe, drżące światło na jej sylwetkę. Elsa leży na łóżku, odwrócona do ściany. Zbyt nieruchoma.
Myśl, że naprawdę mogłaby być słaba, bezbronna, chora… uderza mnie z nieprzyjemną siłą.
Nie powinno mnie to obchodzić.
A jednak.
Podchodzę bliżej. Kroki staram się stawiać lekko, prawie bezszelestnie.
— Śpisz? — pytam cicho.
Nie odpowiada od razu.
— Nie — pada w końcu. Zbyt sztywno.
Zatrzymuje się przy łóżku. Widok jest… niepokojący. Jej włosy rozpuszczone na poduszce. Brak tej idealnej, królewskiej kontroli. Tylko ona. Prawdziwa.
— Przyniosłem ci zupę — dodaje, stawiając naczynie na stoliku nocnym.
Patrzy na nią, jakby to był front wojenny.
— Nie prosiłam.
— Wiem.
Elsa wzdycha głęboko, ale sięga po posiłek. Patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem. Tęsknota, złość, poczucie winy, wdzięczność. Wszystkie emocje odbijają się w błękicie jej spojrzenia.
- Długo jeszcze zamierzasz nas zadręczać tym zdystansowaniem? – pytam z wyrzutem. Zbyt gwałtownie, zbyt emocjonalnie. Przy Elsie wszystko jest zbyt prawdzie. Za mało przemyślane.
- Hans… - mruga kilkakrotnie, zbierając myśli. – Robię to, co jest odpowiednie w danej sytuacji. Nie mogę postąpić inaczej. To jest słuszne.
- Znowu poświęcasz siebie całą dla dobra innych.
***
Trzeba przyznać, że wola Elsy jest silna. Naprawdę próbuje się odizolować dla dobra siostry. W końcu jednak pęka i jest to najpiękniejszy moment w moim życiu. Widzieć jak ulega temu, co jest między nami. Jak pozwala się sobie zatracić i nie myśleć o niczym innym.
Idziemy jasnym korytarzem pałacu. Królowa śmieje się głośno z mojego komentarza na temat dygnitarza z Westerlandu. Jej włosy są rozpuszczone, w oczach błyszczą iskierki. Jest wolna.
- Wasza Książęca Mość – mówi zalotnie, chwytając moje ramię – nie godzi się mówić w taki sposób o sojusznikach królestwa.
Pochylam się nad nią, mrużąc oczy. Nasze oddechy się mieszają. Niemal słyszę jak przyspiesza jej serce.
- Błagam o wybaczenie, moja królowo – szepczę.
Nim moje usta zdążą dotknąć jej warg, zza rogu wyłania się rzeczony dygnitarz. Jest zajęty rozmową, więc szczęśliwie nie dostrzega ani mnie ani królowej. Spanikowana Elsa ciągnie mnie za rękę w stronę drzwi od szafy ukrytych w ścianie. Zamykamy się w ostatniej chwili, unikając niezręcznego spotkania z przedstawicielem Westerlandu.
Elsa oddycha szybko, gwałtownie unosząc pierś. Widzę rozbawienie na jej twarzy. Zakrywa dłonią usta, próbując zdusić śmiech. Ostrożnie zerkam przez szparę w drzwiach, żeby upewnić się, że jesteśmy sami. Jej dłonie momentalnie przyciągają mnie z powrotem. Nie mówiąc nic więcej, całuję jej zimne usta.
❤
30 sierpnia 1855
Powrót Anny do ojczyzny nieuchronnie się zbliża. Nie wiem jak zareaguje na to Elsa. Mam głęboką nadzieję, że strach nie przejmie ponownie nad nią władzy. Nie mogę pozwolić jej znowu się zatracić. Elsa nareszcie wychodzi spod jarzma zakazów jej ojca i oczekiwań jej matki. Zobowiązania, jakie czuje wobec Anny, także nałożone na nią rękami zmarłych władców Arendelle, nie powinny stać na drodze jej własnego szczęścia. Moja śnieżynka odżywa. Odkrywa świat na nowo. Nikt jej tego nie odbierze. A ja, jakkolwiek nie spodziewałem znaleźć się w takiej sytuacji, jestem tym zachwycony. Jestem nią oczarowany. Być może nigdy nie będę gotowy przyznać się do tego przed nią samą. Ale przyznam się przed swoją duszą. Kocham ją.
* Akevitt – napój alkoholowy popularny w Skandynawii
Komentarze
Prześlij komentarz