Rozdział 17

Witam serdecznie! Udało się! Napisałam. Mam nadzieję, że nie za krótki. Po prostu nie chciałam za dużo akcji na raz.

Miłego czytania!


Wczesnym rankiem w zamku Arendelle:

Hans leżał na łóżku w swojej komnacie, wpatrując się w sufit. O ile to miejsce można było nazwać komnatą, a to na czym spał łóżkiem. Znajdował się raczej w komórce, umieszczonej na poddaszu wraz z pokojami reszty służby. Strażnicy już jakiś czas temu przestali pilnować jego drzwi, więc przynajmniej ich chrapanie lub w gorszym przypadku, "ciche" rozmowy mu nie przeszkadzały. Przeszkadzała mu za to sprężyna wystająca z materaca i skutecznie zapobiegała zaśnięciu. A może to coś więcej? Coś głębiej? Czyżby nasz książę zaczął rozmyślać nad swoim życiem? Nad przeszłością i przyszłością? Nie wiedział co przyniesie jutro. Szczerze mówiąc nawet trochę się tego bał. Wiedział, że chce spędzić życie obok kobiety, która wywróciła je do góry nogami. Nie wiedział za to, jak tego dokonać. Mimo wszystko nadal był tu w ramach kary i nadal był zdrajcą. W jaki sposób przestępca ma żyć z królową? Nawet jeżeli i ona tego chce, pozostają mieszkańcy, szlachcice, inni władcy. Świat na pewno nie zaakceptuje ich związku, a bycie do końca tylko "sekretnymi kochankami" nie jest zachwycającą wizją. Książę przetarł oczy i przejechał dłońmi po włosach. Leżąc tu i debatując nic nie zmieni. Wstał i podszedł do wiadra ustawionego koło łóżka. Przemył twarz zimną wodą, żeby się trochę ocknąć. Następnie skierował się do małego okienka, zamieszczonego zaraz przy suficie. Chciał je otworzyć, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Jednak to, co zobaczył, wmurowało go w ziemię. Jego głowa zaczęła przetwarzać wszystkie możliwe scenariusze. Szukał przyczyn obecnej sytuacji i możliwych wyjść z niej. Nagły huk przywrócił go do rzeczywistości. Szybko się ubrał i wyszedł. Na korytarzu już stało parę innych osób, a kolejne wychodziły. W księciu od razu obudził się instynkt przywódczy.

- Kobiety niech zostaną w zamku. Mężczyźni biorą co mają po ręką i idą ze mną - zarządził. - Arthur, ilu mamy rycerzy na miejscu?

- Straż królewska liczy sobie 110 żołnierzy.

Schodząc na dół, mężczyzna próbował przypomnieć swoje wszystkie lekcje na temat taktyki bojowej, które dostał w Nasturii.Wiedział, że nie jest najlepszą osobą do prowadzenia ludzi, biorąc pod uwagę jego historię, ale w obecnej chwili jedyną.

- Dobrze, 40 zostaje w pałacu, reszta musi iść zobaczyć co się stało. Trzeba zawiadomić dowódców - instruował Hans.

Mijając zbroje ustawione przy ścianie, wyjął z jednej miecz. Ponownie, ten widok mógł przyprawiać o złe wspomnienia, ale musiał mieć broń. W tej sytuacji raczej mało kogo obchodziła przeszłość żołnierza.

- Wy pomóżcie mieszkańcom - zwrócił się do mężczyzn, gdy wyszli na dziedziniec.

- Oczywiście.

- Trzeba zamknąć wrota! - krzyknął do strażników.

Oni jednak tylko spojrzeli po sobie.

- Zamknąć wrota - spróbował jeszcze raz.

- Gdzie jest królowa? - zapytał jeden z nich.

Hans stanął w miejscu.

- W zamku, w swojej komnacie. Jest bezpieczna. Na pewno - książę nie wiedział czy bardziej przekonuje straże czy samego siebie.

Bezpieczna, prawda?

- Cholera - mruknął do siebie i czym prędzej pognał do zamku.

Schody, prawo, lewo, znów lewo i drugie drzwi po prawej. Praktycznie wpadł do środka i zaczął szukać kobiety. Łóżko - nie ma jej. Przy kominku pusto. W garderobie ani żywej duszy. Nie stoi przy oknie. Nie przebywa w łazience.

- Elsa! - krzyknął zdesperowany mężczyzna.

Nie pozostaje nic innego, jak tylko przeszukać resztę zamku.

- Ona mnie wykończy - powiedział cicho i ruszył biegiem w głąb pałacu.

***

W tym czasie:

Władczyni spojrzała w okno i miała wrażenie, że serce jej stanęło. W jednej chwili poruszenie księcia stało się jasne. Po głowie biegały najróżniejsze myśli: Ale jak? Dlaczego? Po co? Kiedy? Poczuła rękę na ramieniu i otrząsnęła się. Teraz najważniejsze było jedno: Biegnij! Natychmiast razem z Alexem ruszyła przez korytarze. Każdy kolejny krok zostawiał na podłodze zimny ślad w postaci szronu.

- Co zrobimy?

- Musimy cię ukryć.

Para skręciła w kolejny korytarz. Nagle usłyszała głośny huk. Elsa momentalnie stanęła w miejscu. Dające się słyszeć dość wyraźnie z zamku, późniejsze krzyki oszołomiły ją jeszcze bardziej. Wyczuwalne przerażenie mieszczan nakazało jej kolejny raz przeanalizować sytuację. Była królową. Nade wszystko miała obowiązek ich chronić.

- Nie ma mowy. Ja tu zostaję. Z moimi poddanymi, z moimi ludźmi. Nie mogę tak po prostu zniknąć. Oni mnie potrzebują - powiedziała stanowczo.

- Nic im nie będzie, uwierz mi. Chcą tylko wywołać zamieszanie - mężczyzna chwycił ją za rękę i rozejrzał się.

Wiedział, że to nie jest do końca prawda, ale najważniejsze, aby Elsa była bezpieczna. Panika zaczęła narastać. Książę wiedział, że liczy się każda minuta. Królowa natomiast zupełnie nie wiedziała co zrobić.

- Szlachta, premier... Oni... Oni nie mogą zobaczyć, że ja nie daję sobie rady w takiej sytuacji.

- Chodź! - krzyknął zdenerwowany Alex.

Czas ucieka. Kobieta musi podjąć decyzję. Jest tylko człowiekiem. Także boi się o swoje życie. Jednak jest człowiekiem, któremu zaufały tysiące mieszkańców.

- Ale...

Brunet podszedł do niej i dotknął delikatnie policzka. Spojrzał jej w oczy i rzekł:

- Wrócimy. Obiecuję. Tylko musisz coś wiedzieć, ale nie tutaj. Chodź ze mną. Proszę.

- Alex, ja nic nie rozumiem.

- Wiem, ale musisz mi zaufać. Musisz!

Kobieta nerwowo zacisnęła dłonie. Łzy zbierały jej się w oczach na myśl o tym, co jeszcze złego przyniesie ten dzień. Zdecyduj się! Już! Teraz!

- Dobrze - szepnęła.

Wrócili do ucieczki. Blondynkę nadal dusiły wyrzuty sumienia, ale postanowiła zaufać Alexandrowi.

- Pomyśl, gdzie nie będą cię szukać. To musi być bardzo bezpieczne miejsce.

- "Bezpieczne. Bezpieczne..." - władczyni w myślach przetwarzała plan zamku. - Yyy... Może...

Niestety rosnący stres nie pozwalał jej logicznie myśleć.

- Elsa! Szybko!

- Hans! - krzyknęła nagle.

- Co? Naprawdę w takiej chwili nie potrzebny nam jeszcze jeden uciekinier, wiesz? Zasadniczo chodzi o to, aby się nie rzucać w oczy.

Kobieta go już nie słuchała, tylko gnała bezmyślnie przed siebie. Książę ruszył za kobietą. Prowadziła go na strome, wyglądające na niezbyt solidne schody.

- Gdzie my idziemy? - zapytał.

- Na poddasze.

Gdy doszli na górę zobaczyli pusty korytarz. Stłumiony szloch wydobywał się zza drzwi jednego z pomieszczeń. Królowa po cichu weszła do środka, a Alex został na korytarzu obserwując całą sytuację z zewnątrz. Ujrzała swoje pokojówki i inne pracownice zamkowe, skupione na małej przestrzeni. Niektóre siedziały skulone, inne stały. Dzieliły się jeszcze na te spokojne, których twarz niczego nie wyrażała i na te przeniknięte strachem, nerwowo zaciskające dłonie. Po środku znajdowała się Gerda przytulająca pocieszająco jakąś młodą dziewczynę. Mogła mieć z piętnaście lub szesnaście lat. Jej różowe poliki barwiły gorzkie łzy. Gdy spostrzegła Elsę, natychmiast ucichła.

- Wasza Wysokość? - pisnęła.

***

Anna i Kristoff urządzali właśnie bitwę na śnieżki. Po bardzo, bardzo ciepłym powitaniu, spędzili noc na rozmowach, śmiechach i żartach razem z rodziną Krisa. Rano postanowili, że potrzebują chwili tylko we dwoje i wybrali się na spacer. Chociaż spacer to chyba nie jest dobre słowo.

- Rusz się, bo takim tempem to mnie do pięćdziesiątki nie złapiesz - zaśmiała się księżniczka.

Zwolniła, aby rozejrzeć się za ukochanym. Prawo - nie ma go. Lewo - ani śladu. Zmarszczyła brwi i jeszcze raz powoli obróciła się wokół własnej osi. Już miała krzyknąć, gdy usłyszała świst. Sekundę po tym, poczuła na twarzy zimny, twardy śnieg. Otrzepała się i przetarła oczy. Przed sobą zobaczyła cicho śmiejącego się Kristoffa.

- Osz ty!

Ulepiła największą kulę śnieżną jaką zdołała utrzymać i zaczęła iść z nią w stronę męża. W chwili, gdy rzuciła nią usłyszeli huk niosący się miedzy drzewami.

- Łoł, to się dopiero nazywa śnieżka! - powiedział blondyn.

Ania przewróciła oczami.

- Wiesz dobrze, że to nie ja. To dochodziło stamtąd - wskazała kierunek. - Co tam jest, mój ty nawigatorze?

Po chwili ciszy dostała cichą odpowiedź.

- Miasto.

Mina Anny natychmiast zrzedła.

- Arendelle - wydusiła.

W myślach zobaczyła najgorsze, możliwe przyczyny hałasu. Na samym końcu przed oczami stanęła jej Elsa. Sama, pośród krwi wołająca o pomoc.

- Wracamy - zarządziła.

- Co?

- Słyszałeś. Wracamy.

- Żartujesz, tak?

- Kristoff, jeżeli coś się stanie Elsie, gdy mnie tam nie będzie, to nigdy sobie nie wybaczę. Zresztą to jest moje królestwo i ja muszę dowiedzieć się co to było.

Mężczyzna jęknął i i spojrzał z nadzieją na żonę.

- Na pewno?

- Tak.

- Ugh! Dobra, niech ci będzie. Wracamy.

Anna dała mu buziaka w policzek i zaciągnęła w stronę sań.

***

Valerie rozkoszowała się porannym, świeżym zapachem wody. Spokojnie usiadła na drewnianym pomoście i odwróciła twarz w stronę słońca. Przymknęła oczy, a ciepłe promyki muskały jej bladą skórę. Uwielbiała ciepło, a tutejsza temperatura nie najlepiej wpływała na jej cerę. W ogóle, jak można lubić zimno? Jeszcze jedna sprawa, która zdecydowanie odróżniała ją od KRÓLOWEJ. Głęboki wdech. Musiała się wyciszyć i odpocząć przed jej wielkim dniem. Wtem jej dobry słuch wychwycił szum. Mocniejszy plusk wody i okrzyki niesione z wiatrem. Otworzyła oczy i uważnie patrzyła w stronę morza. Ciemna plama na horyzoncie z każdą chwilą coraz bardziej przypominała tak wyczekiwany kształt. Księżniczka powoli wstała i ruszyła w stronę doków. Miasto leniwie budziło się do życia. Handlarze rozkładali swoje stoiska. Rzemieślnicy otwierali zakłady. Dzieci, jedno po drugim wybiegały na ulicę i wesoło wołały.

- "Cóż, zobaczymy co się stanie z tą sielanką." - przebiegła myśl po głowie Valerie.

Tak naprawdę nie chodziło jej o mieszkańców. Byli to tacy sami, zwykli ludzie jak u niej w państwie. Jednak Elsa miała zapamiętać ten dzień, a cel uświęca środki.

Powoli we fiordzie zaczęły się pojawiać kolejne statki. Te z flagą Weselton były pomiędzy tymi z flagą Riket. A na nich? A na nich wojsko liczące 7000 osób. To tak na początek. Największe dwa reprezentacyjne okręty powoli zbliżają się do miasta. Nagle jeden z nich posyła z armaty pocisk prosto w miasto.

- ''Tatuś zawsze lubił zjawiskowe wejścia.''

Przerażeni ludzie krzyczą i biegają w panice.

- ''Gdzie też podziewa się ich ukochana władczyni? Cóż, po tym co ma się jeszcze wydarzyć, zobaczymy czy nadal będzie taka ukochana.''

Dwóch mężczyzn zeszło z pokładów i podeszło do księżniczki.

- Tatuś! - czarnowłosa podbiegła i przytuliła się do ojca, po czym ukłoniła się przed drugim władcą.

- To gdzie jest mój syn? - zapytał.

- Chodźmy go poszukać.

***

Na poddaszu:

Elsa wzięła głęboki wdech. Powiodła zmartwionym wzrokiem po zgromadzonych kobietach. Chciała coś powiedzieć, ale nie miała pojęcia co. Głos uwiądł jej w gardle. Widząc zakłopotanie władczyni pierwsza odezwała się Gerda.

- Królowa wie co się stało, prawda?

Pokiwała głową na znak potwierdzenia. Odchrząknęła i wydusiła:

- To napaść. Chcą opanować Arendelle.

Po pokoju przeszedł szum przerażenia.

- Wasza Miłość nas uratuje, tak? Wszystko się ułoży? - spytała nastolatka.

Ramiona Elsy opadły, a jej oczy zdradzały lęk i ból. Niepewne miny poddanych jeszcze bardziej łamały serce monarchini. Przełknęła i resztką sił zaczęła:

- Gdzie...

- Poszli zobaczyć wszystko z bliska i spróbować przejąć kontrolę nad sytuacją - odpowiedziała starsza pani. - Książę jest z nimi.

Na wzmiankę o Hansie, w rządzącej coś pękło. Temperatura spadła, a ściny oblodziły się. Alexander natychmiast zareagował i wyprowadził ją z pokoju pełnego ludzi.

- Muszę tam iść - wybełkotała.

- Nawet nie próbuj - brunet wszedł do komórki na samym końcu. Maksymalnie oddzielonej od tej z pokojówkami.

- Muszę mu pomóc. Ja jestem królową, nie on. A co jeśli ludzie pomyślą, że spiskuje z najeźdźcami? Co jeśli już nigdy go nie zobaczę?

- "Ja to bym się cieszył." - przez głowę Alexa przebiegła ponura myśl.

Uczucia blondynki do królewicza z Nasturii przyprawiały go, delikatnie mówiąc, o zły nastrój. Najchętniej pozbyłby się go, nie ważne w jaki sposób. Na razie są jednak ważniejsze sprawy. Pozostaje mu tylko liczyć na to, że książątko "zaginie w akcji".

- Elso, po mieście już kręcą się żołnierze Weselton i Riket. Arcyksiążę i mój ojciec tylko czekają, aby cię dopaść. Nie możesz tam iść, choćby nie wiem co.

Tak... Nie wyglądało to za dobrze. Ukrywać się z kobietą na strychu, podczas gdy twój własny rodzic chcę ją zabić. Mężczyzna sam nie wiedział, czy by sobie uwierzył w takiej sytuacji.

- Dlaczego mi pomagasz? - wychrypiała dama.

Spojrzał na nią, a jego serce łopotało w piersi, jakby chciało się wydostać.

- Myślę, że się w tobie zakochałem.

Zanim jego sympatia zdążyła zarejestrować co się dzieje, on już muskał jej lodowe usta. Eksplozja uczyć towarzysząca temu zdarzeniu była nie do opisania. Niestety euforia nie trwała długo. Gdy tylko do Królowej Śniegu dotarło ci się dzieje, oderwała się od niego i odeszła kilka kroków. Nagle obu stronom zabrakło słów. Palący wstyd widoczny na jej twarzy, wywołał u Alexandra poczucie winy. Mimo tego nie cofnąłby tego co zrobił.

- Co ty wiesz o miłość? - spytała władczyni. - Kłamstwa i iluzje? To dla ciebie miłość?

- Ja nie miałem wyboru.

- Ty mnie nie kochasz. Wmówiłeś to sobie, bo desperacko chciałeś udowodnić sobie, że nie jesteś podległy jej. Bo to ona za tym stoi, prawda? Valerie - Elsa wypluła to imię.

Atmosfera w pokoju coraz bardziej przypominała pole walki na zewnątrz. Kolejne krzyki i wołanie o pomoc, nie pomagały w uspokojeniu.

- Nie! Oczywiście, że nie! Wiem co czuję. Zresztą kto to mówi? To nie ja byłem tak samotny, że postanowiłem się związać z własnym, niedoszłym mordercą.

- Jak możesz?! - jęknęła.

Zamknęła oczy i z całych sił próbowała walczyć z lodem wydostającym się z jej dłoni.

Kroki dochodzące z korytarza wzbudziły jeszcze większy strach. Alex bez zastanowienia stanął ochronnie przed kobietą. Ona zaś zamarła w oczekiwaniu. Jest coraz bliżej. Trzy... Dwa... Jeden...

- Hans - westchnęła z ulgą.

Ciepły uścisk rudowłosego był tym, czego królowa potrzebowała najbardziej.

- Rany, Elsa wszędzie cię szukam - odetchnął w jej jedwabiste włosy. - Co ty tu robisz?

- Chcia...

- MY - wtrącił brunet - staramy się tu ukryć. Wyobraź sobie, że stawiam sobie za priorytet bezpieczeństwo Jej Wysokości.

- Aha, rozumiem, że masz zamiar dbać o jej bezpieczeństwo bez broni, tak? Co za bohaterstwo! Powiedz mi tylko, co być zrobił, gdy wtargnął tu Weselton z tymi swoimi karkami? Hmm? To - Hans wskazał na dość wątłe w porównaniu z nim, ramiona mężczyzny - raczej na za wiele ci się nie zda.

- Ja...

Książę jedną ręką ochronnie objął kobietę w tali. Drugą zaś podstawił miecz pod gardło Alexandra.

- Ty - warknął. -Tłumacz się. Co twój tatulek najlepszego wyprawia?!




KONIEC. Liczę na to, że się podobało. Dajcie mi znać w komentarzach, czy ten rozdział nie jest zbyt chaotycznie napisany. Dziękuję za przeczytanie!

Komentarze

  1. Faktycznie wydaje się lekko chaotycznie, ale uważam że da się zrozumieć. Rozdział mi się podobał mimo, że miałam nadzieję że Valerie planuje coś innego. Wciąż ciekawi mnie czym Elsa jej tak zalazła za skórę, a jeszcze zakończenie to cliffhanger. No cóż pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jednak da się zrozumieć. ;) Więcej o planie Valerie będzie w kolejnym rozdziale i jeszcze trochę zaskoczy (mam nadzieję). Dziękuję za komentarz i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Łoł, dużo się działo w tym rozdziale! Bardzo mi się podobał, akcja była wartka i trzymała w napięciu. Ja nadal lubię Alexandra i uważam, że zasługuje na drugą szansę, ale nie podoba mi się jego podejście do Elsy... i w sumie Hansa podejście też mi się nie podoba. Obaj zachowują się, jakby mieli do niej prawo i mogli robić, co im się podoba (Hans też całował ją, kiedy formalnie była jeszcze z Alexandrem), nie bardzo się przy tym z nią licząc. Znaczy jasne, jest jasno powiedziane, że Elsa wybiera Hansa... ale to dlaczego w takim razie pozwoliła Alexandrowi się pocałować? Wiem, że on zaczął, ale i tak, UGH! I jeszcze ta ich walka o tytuł samca alfa xD Mam nadzieję, że wszystkie spięcia wkrótce się rozwiążą, Alexandrowi nic nie będzie i dostaniemy happy endzik!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Swoją drogą, ten był przed-przed czy przedostatni?
    Pozdrawiam!
    [lodowy-wierch]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Hans i Alex faktycznie traktują Elsę, jak swoją własność, ale jest to spowodowane głównie zazdrością i poczuciem zagrożenia ze strony tego drugiego. Co oczywiście ich nie tłumaczy, ale faceci to faceci. ;-) Dlaczego Elsa pozwoliła się pocałować? Cóż, wulkan emocji towarzyszący jej w tym dniu, nie pozwalał jej do końca myśleć racjonalnie i miała trochę spóźniony zapłon. ;-) Szczerze to uwielbiam sprzeczki oby książąt i sama się bawię, pisząc je. Co do końca to nic nie zdradzam. Muszę się przyznać, że jestem w trakcie pisania zakończenia (co nie jest takie proste), więc jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć czy pojawią się jeszcze 2 czy 1 rozdział. Raczej skłaniałabym się ku drugiej wersji, ale nic na pewno.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. No to super, czekam :D Chociaż chyba wolałabym 2 rozdziały xD
      A to, że faceci to faceci to racja. Mam nadzieję, że w końcu dojdzie do jakiegoś porozumienia, kompromisu, czegokolwiek, a Elsa dojdzie do ładu ze swoimi emocjami i już nikt nie będzie miał powodu do zazdrości :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 6 - Świąteczny

Rozdział 1

Rozdział 2